PRZED BIEGEM

 

            Na początek mojej relacji z V Maratonu Rzeszowskiego, który odbył się 8 października chciałbym ostrzec, że nie będzie zbyt dużo wrażeń z trasy, gdyż większość po prostu zapomniałem. Jakbym miał jakąś maszynę, która w czasie biegu zapisuję moje myśli, to moje sprawozdania byłyby dwa razy dłuższe. Szczerze powiedziawszy dziwię się teraz, że Olsen tak dużo pamięta zdarzeń z królewskiego dystansu.

 

Decyzję o starcie w tych zawodach podjąłem 8 dni przed ich rozpoczęciem. Trudno więc mówić, bym w jakikolwiek sposób się do nich przygotowywał, a uważni obserwatorzy moich treningów zauważyli, że ostatnimi czasy mój kilometraż jest znacznie mniejszy. Pomyślałem sobie jednak, że ponad 150 dystansów półmaratońskich w karierze nie może sobie ot tak po prostu zniknąć i wybieganie odpowiednie mam. Szkoda zatem było więcej marnować czas i ostatnie 4 przebieżki były nastawione pod jak najlepszy udział w tej imprezie. Tydzień przed nią zrobiłem długie wybieganie, które nie napawało optymizmem. Dwa kolejne wybiegania były jednak udane, a ostatnie było na zaliczenie.

 

Dzień przed startem nie myślałem zbyt wiele o biegu. Główne moje myśli to jak się ubrać (na długo czy krótko), co zjeść na śniadanie i jakim tempem pobiec. Ostatnia kwesta wahała się między łamaniem 3.30 i osiągnięciem wyniku, z którego będę dumny, czy biec ok. 3.40 i być w przeciętności biegowej. Noc przed startem nie mogłem zasnąć i spałem może 3 godziny. Przewracając się z boku na bok w bezsenności zdecydowałem się popatrzeć trochę na hokejowy mecz NHL Pittsburg-Nashville. Ci pierwsi wygrali niespodziewanie aż  4-0.  Wstaję o 6.15 i dzięki uprzejmości kierowcy, który poinformował mnie o dogodnym przyjeździe do biura zawodów nie muszę iść 1,5 km na nogach, tylko przesiadając się do innego autobusu jestem naprzeciwko Galerii Millenium, gdzie owe biuro się znajdowało.

Po godzinie ósmej robię sobie pamiątkowe zdjęcie z innym naszym członkiem grupy Krzyśkiem Kwiatkowskim, który tą fotografię wrzucił do internetu. Do tego momentu ledwie 6 moich znajomych wiedziało, że startuje dziś na 42 km i 195 metrów. Serdecznie witam się z moimi znajomymi, przebieram się i z lekkim niepokojem, a także ciekawością wybieram się na miejsce gdzie będę oczekiwał wystrzału startera.

 

WRAŻENIA Z TRASY 

 

            Ruszyliśmy około godziny 9.32. Taktykę jaką postanowiłem obrać, to biec na wyczucie, ale nie szybciej od pacemakera na 3.30. Do 26 km niewiele pamiętam, może dlatego, że nic wielkiego się nie działo. Próbowałem biec cały czas ok. 5.00 na km. Na 10 km miałem czas 49.06 na 17 km 1.24.28, a na półmetku nieco ponad 1.45, czyli szybciej niż Pani Kasia w Lubartowie na półmaratonie. W mojej głowie były myśli o przysłowiowej Marynie, a także przypomniała mi się relacja Dominiki Banszek z jednego z maratonów górskich, a dokładniej piękne opisy przyrody i ten cytat:

 

,,Co taka osoba jak ja chcę robić na maratonie górskim?! 36 lat, żona mama dwójki dzieci, pracownik biurowy na pełnym etacie.”

 

Myślałem wtedy, po co Dominika o tym wszystkim myśli podczas zawodów? Nie wiem, ale chyba to magia Bieszczad. Na szczęście grupa biegusiem.pl jest różnorodna i jedni lubią Bieszczady, a drudzy wolą mecz piłkarski w III lidze grupie IV (z Derbami Rzeszowa jako truskawką na torcie), mecz siatkarski, czy mecz żużlowy. Ja wiem, że dla niektórych wydaję się dziwne porównywać góry do 90 minut futbolu, 3-5 setów piłką odbijaną za siatkę czy 15 biegów na motorach. Wróćmy jednak do samego biegu. Po 24 km miałem czas trochę poniżej 2 godzin, a do 25 km biegało mi się jak na jakimś szybszym treningu. Nadszedł wreszcie 26 km i pierwsze kryzysy. Zaczęły łapać lekkie skurcze, noga nie miała przyśpieszenia, a i głowa powoli przestawała logicznie myśleć. Słabnę i walczę od tego momentu z każdym kilometrem bardzo ciężko, aż do mety. Mocno już zmęczony na każdym punkcie odżywczym biorę napoje izotoniczne i jem banana. Pacemeker ostrzegał mnie, że od drugiej części trasy zaczną się schody. Nadszedł 30 km, na którym rozpamiętywałem słowa kolegów z grupy, że tak naprawdę teraz zaczyna się maraton. Na 31 km 2.35.36 więc widać, że zaczynam biec coraz wolniej. Podumałem sobie wtedy, że od 35 km liczę ile mi zostało dystansu, a nie ile za mną. Kryzysy dopadają mnie coraz bardziej, więc podjąłem decyzję, że zaczynam myśleć o czymś motywującym do wysiłku, bo nogi już nie podają. Wyobraziłem sobie wtedy, że fajnie będzie zadzwonić do rodziców pochwalić się dobrym wynikiem, pochlubić się Adamowi Banaszkowi, że się udało, a także uświadomiłem sobie, że nasz kolega z grupy ma znacznie gorzej i on znacznie ciężej walczy niż mój głupi maraton. Nie chcą zawieść rodziców, Adama i kolegi, ostatnimi siłami pokonuje końcowe kilometry. Pokonuję je ze łzami w oczach, tylko nie wiem czy z bólu czy ….? Przebywam już kolejne km i na 38 mam czas 3.11.59. więc gorzej niż na poprzednim punkcie kontrolnym. Nie poddaje się. Przeminął mi 40 km i wywołałem w pamięci to co kiedyś powiedział mi Prezes, że ma kolegę, którego całkowicie odcięło 2 km przed metą. Biegnę wydaję mi się, że wolno jednak trzymam tempo. Mija 41 km, 42 km i jest meta na którą wpadam z czasem 3.32.58.

 

22279559 781786475361588 4540793798873865581 n

...na trasie biegu w okolicach półmetka

 

PO BIEGU 

 

            Z czasem 3.32.58 zajmuję 103 lokatę i jak się okazuję patrząc na międzyczasy na drugiej części trasy wyprzedziłem ponad 40 biegaczy. Nie złamałem wprawdzie 3.30, ale i tak czuję się zwycięzcą. Domyślam się, że pewnie Olsen, Paweł Filipek czy Grzesiek Walasek taki czas wykręciliby z lekką kontuzją. Jednak czy ktoś z biegusiem.pl przed startem zawodów powiedziałby, że osiągnę właśnie tak dobry rezultat? Osobiście mam pewne wątpliwości. Ten wynik jest jednak szóstym czasem (jeśli kogoś nie pominąłem) w grupie biegusiem.pl w maratonie w 2017 roku. Lista najlepszych biegusiowych maratończyków tego roku wygląda bowiem tak:

 

1. Artur Olek 02:59:29 Warszawa 24.09.2017 
2. Grzegorz Walasek 03:14:29 Warszawa 24.09.2017
3. Paweł Czuchnowski 03:23:52 Wrocław 10.09.2017
4. Dariusz Grabowski 03:30:31 Warszawa 23.04.2017
5. Paweł Filipek 03:30:49 Warszawa 23.04.2017
6. Wojciech Bernat 03:32:58 Rzeszów 08.10.2017

 

Ten rezultat pozwala mi jednak pochwalić się rodzicom czy też poszczycić się z osiągniętego czasu Adamowi. Jak widać również powyżej do 4 miejsca niewiele mi brakuje. Do Olsena jednak, długo jeszcze będę się konfrontował jedynie poprzez fryzurę. Tak dobry wynik osiągnąłem bez zegarka z GPS-em, ani informowania nikogo, że planuję start w maratonie. Pamiętajcie jednak, że gdzieś na Podkarpaciu w zawodach biegowych jest jedna niebieska klubowa koszulka. Trochę po cichu i w cieniu imprez w województwach: lubelskim i mazowieckim, ale tak jest lepiej. Chciałbym się jeszcze pochwalić moimi rzeszowskimi kolegami, którzy w sztafecie zajęli wysokie 7 miejsce na 60 ekip. Co ciekawe trzech członków tej drużyny w czasie losowania nagród wygrali … po dwie zgrzewki wody mineralnej!

W tym roku pobiłem rekordy życiowe na 10 km, w półmaratonie i maratonie. Wobec tego faktu do końca roku w imprezach biegowych będę startował bez większego ciśnienia, bo jestem zadowolony z moich tegorocznych osiągnięć. Chciałbym również ostatni raz podziękować Adamowi Banaszkowi za to, że podciągnął moje biegi o poziom wyżej. Treningi moje teraz są dzięki niemu krótsze, ale mądrzejsze.

Maraton się skończył, a ja nie sadzę bym po miesiącu czy roku wracał do niego w różny sposób np. poprzez wspomnienia na FB. Nie lubię się bowiem oglądać do tyłu. Mam kilka zawodów w tym roku jeszcze w planach. Tradycyjnie nie powiem gdzie, kiedy i na ile.

Na sam koniec wyniki biegusiów oraz zdjęcie z medalami po biegu z moimi rzeszowskimi przyjaciółmi. Ciekawy jestem czy to zauważą?

PS. Pewnie znowu zapomniałem postawić parę przecinków.

 

mrzesz

 

Wyniki członków biegusiem.pl:

 

103. Wojciech Bernat  03:32:58 
129. Krzysztof Kwiatkowski 03:39:52

Kalendarz wydarzeń

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska