Ostatni zbieg kończy się przy rzece. Bez chwili zastanowienia przeprawiamy się biegiem przez lodowatą wodę. Na brzegu od razu zaczynamy sprint. Wiemy, że do mety mamy około kilometra. To drugi i ostatni dzień wyścigu, nie ma potrzeby się oszczędzać, a każda sekunda może być na wagę złota. Szaleńcza pogoń za miejscem na podium kończy się po czterech godzinach, piętnastu minutach i ośmiu sekundach od startu. Tym razem, do bazy zawodów wpadamy jako trzecia ekipa kategorii MM.

 

         Łącznie przez dwa dni spędziliśmy w trasie 10 godzin i dwadzieścia sekund, pokonując około 64,5km. Daliśmy z siebie wszystko, ale czy to wystarczyło do zniwelowania dwunasto-minutowej straty do ekipy Navigatora? Do podium, po pierwszym dniu brakowało nam dokładnie dwunastu minut i dwudziestu sześciu sekund. Czujemy, że będzie dobrze, ale jest za wcześnie, żeby obwieszczać sukces. Nie chcąc nerwowo spoglądać na zegarek idziemy do samochodu się przebrać. Niedługo potem na parkingu pojawiają się Navigatorzy. Niestety… Od podium dzieliło nas tylko i aż 71 sekund…

 

Przy dziesięciu godzinach to tyle co nic.

 

        Pudło przegraliśmy pierwszego dnia. Brakiem doświadczenia trochę spowalniałem Mateusza, nie mogąc odnaleźć się w bieganiu poza szlakiem, brodząc w liściach do połowy łydki i nie wiedząc jakie niespodzianki mogą się kryć pod nimi. 

 

Tak wyglądała końcówka, a jak się to wszystko zaczęło?

 

        Start w Górskich Ekstremalnych Zawodach na Orientację w Brennej Mateusz zaproponował mi w trakcie GSS-a. Nigdy nie biegałem na orientację. Drużynowy start w tego typu zawodach, dla nowicjusza brzmiał zachęcająco. Pomysł od razu mi się spodobał. Start z doświadczonym  nawigatorem zwalniał mnie z umiejętności czytania mapy i posługiwania się kompasem w biegu.. Liczyłem na dobrą zabawę w górach i możliwość sprawdzenia się w czymś nowym. Tak też było. Moje nieudolne próby korzystania z mapy i kompasu zakończyłem już pierwszego dnia, kiedy na moje pytanie dlaczego kierujemy się na południe zamiast na północ, mój partner uświadomił mnie, że kierunek północny wskazuje biała strzałka, a nie czerwona. Od tego momentu, postanowiłem nie przeszkadzać. Jak wspomniałem na wstępie, pierwszy dzień był dla mnie trudny. Przed startem nie miałem szansy na przeprogramowanie nóg z biegania po płaskim na bieganie w górach. Do tego pokonywanie trasy poza szlakiem, trawersowanie obsypanych różnokolorowymi liśćmi zboczy, czy wspinanie się po takich zboczach zupełnie na dziko były całkowitą nowością. Od początku widziałem, że trudny teren nie sprawia żadnych problemów Mateuszowi. O ile na fragmentach szlakowych z biegiem czasu zaczynałem sobie jakoś radzić o tyle poza nimi wyraźnie odstawałem. Cały czas miałem wrażenie, że biegnę na zaciągniętym hamulcu i nie bardzo byłem w stanie wykrzesać z siebie więcej. Przypuszczalnie spowalniała mnie trochę świadomość drugiego dnia, który zapowiadał się tylko minimalnie lżej, ale podkręceniu tempa nie pomagało także wrażenie uczestniczenia w górskiej wycieczce bez nutki rywalizacji.

 

       Urokowi zawodom dodawało przedzieranie się przez chaszcze czy popijanie wody ze strumyków. Uczestnicząc w zawodach biegowych zazwyczaj nie ma problemu z piciem czy jedzeniem. Cały czas ma się świadomość, że niebawem będzie punkt gdzie uzupełni się braki. Tutaj była świadomość, ale zupełnie odwrotna, że żadnego punktu nie będzie i trzeba sobie radzić inaczej. Ciekawym doświadczeniem było także takie wybieranie trasy, aby możliwie jak najbardziej ją skrócić. Kilkukrotnie skakaliśmy przez płoty czy przebiegaliśmy przez czyjeś podwórko. Raz zaplątaliśmy się nawet na przydomowy taras.

46422838 1129116953931933 8395329731192422400 n

        Przyzwyczajony jestem do tego, że w trakcie zawodów każda pojawiająca się osoba jest potencjalnym rywalem, który motywuje mnie do podkręcenia tempa. Tutaj większość czasu byliśmy sami, nie wiedząc zupełnie jak nam idzie. Etap 1 był rozgrywany w formie scorelaufu, co znaczy, że zaznaczone na mapie punkty każdy zaliczał w dowolnej, wybranej przez siebie kolejności. Do punktów kontrolnych zawodnicy zbiegali się z różnych stron. Nawet spotykając kogoś przy perforatorze nie wiedzieliśmy czy są to nasi rywale czy może zawodnicy z innej kategorii. Na dodatek ustalenie, że spotykaliśmy drużynę z kategorii MM też nic nie mogło powiedzieć, bo nie sposób było określić ile punktów odhaczyła już dana para. To wszystko sprawiało, że kompletnie nie miałem wrażenia uczestniczenia w zawodach. Dopiero na koniec dnia dowiedzieliśmy się, że po pierwszym etapie zajmujemy czwarte miejsce. Z jednej strony strata do trzeciej drużyny wydawała się, na tyle duża że ciężko było zakładać, że uda się ją zniwelować, tym bardziej, że nasi rywale (Paweł Moszkowicz i Sławek Łabuziński) są doświadczonymi zawodnikami. Z drugiej strony świadomość, że jest o co powalczyć, sprawiała że z przyjemnością stawiliśmy się na starcie drugiego dnia. 

  46463468 290457594921841 3920829920296566784 n

       Etap 2 był rozgrywany w formule klasycznej, czyli punkty zaznaczone na otrzymanej mapie trzeba było zaliczać w podanej kolejności. To spowodowało, że pojawiła się większa świadomość rywalizacji, przynajmniej w początkowej części. Z bazy zawodów wybiegliśmy nawet nie bardzo zwracając uwagę na to co mamy na mapie. Szczegóły Mateusz zaczął sprawdzać już w biegu. Chwilę po starcie straciliśmy z oczu naszych rywali, ale ku mojemu zdziwieniu do pierwszego punktu dobiegliśmy równo mimo tego, że wybraliśmy inne drogi. Od tego momentu rywalizacja wyglądała – przynajmniej dla mnie – bardziej standardowo. Biegliśmy w trzy pary wzajemnie się nakręcając. Mieliśmy świadomość, że w tym tempie ktoś w końcu odpadnie. Wydawało mi się, że biegowo jesteśmy mocniejsi, ale siedziała we mnie świadomość trudności przeżywanych dzień wcześniej. Czułem się lepiej niż w sobotę, czucie terenu się poprawiło, a tętno pokazywało, że fizycznie powinno być lepiej niż dobrze. Mateusz nie chciał jednak iść na wyniszczenie więc w pewnym momencie odbiliśmy ze szlaku w młody las i zaczęliśmy zbiegać na przełaj. Po wybiegnięciu z krzaków okazało się, że mamy jakieś dziesięć metrów przewagi, za chwile z drogi odbiliśmy przez pokrzywy do góry przez cudzą posesję. Nasi rywale i jeszcze jedna para za nami. Wspinamy się biegiem i dobiegamy do styku płotów. Nikt nie chciał zawracać więc w sześciu zaczęliśmy skakać przez siatkę maskując rozbawienie sytuacją. Niedługo potem Navigatorzy pobiegli szlakiem, a my ponownie skorzystaliśmy z wariantu przełajowego licząc, że rzeczka która widniała na mapie okaże się niezbyt szeroka i uda się ją przekroczyć suchą stopą. Od tego momentu straciliśmy naszych rywali z pola widzenia i do samego końca nie wiedzieliśmy czy są przed nami czy to jednak my prowadzimy. Tym razem mając jednak świadomość, że każda sekunda może mieć znaczenie nie miałem problemu, żeby ryzykować na trudnym technicznie terenie oraz cierpieniem na końcówce. Do samego końca starałem się podkręcać tempo i mimo tego, że o podium tylko się otarliśmy to byłem szczęśliwy, że tanio skóry nie sprzedaliśmy.  

46412674 518241598658267 2128859673372131328 n

                Na koniec mały kamyczek do ogródka organizatorów. GEZnO było organizowane po raz siedemnasty, a patrząc na usytuowanie oraz „opakowanie” biura zawodów miało się wrażenie, że cofamy się w czasie do pierwszej edycji. Brakowało, znanych choćby z lokalnych biegów czy dużych festiwali „miasteczek biegowych”, gdzie można spędzić czas po przekroczeniu mety, gdzie kibice mogą dopingować finiszujących zawodników a zawodnicy wymienić się wrażeniami z rywalami. 

 

                Weekend w Brennej na pewno będę wspominał miło. Po ciężkim sezonie, w trakcie którego przeżyłem jednak więcej upadków niż wzlotów, potrzebowałem fajnego akcentu z nutką rywalizacji, który pozwoli zresetować głowę. Do tego miła niespodzianka, w połowie listopadzie góry goszczą nas wyśmienitą pogodą pozwalającą bawić się „na krótko”, a rządzący podając urągające logice argumenty, darują nam jeden dodatkowy dzień wolny, który przeznaczamy na krótką wędrówkę z dziećmi po górach.

 

              Do biegów na orientację chętnie wrócę. Po przetarciu w Beskidach, pod okiem Mateusza, czas sprawdzić swoją orientację w terenie, sam na sam z mapą, na pewno na krótszym dystansie ?. Teraz przynajmniej będę wiedział jak wskazać północ.  

Kalendarz wydarzeń

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska