Administratorowi biegusiem.pl bardzo zależy na podniesieniu poziomu strony internetowej, stąd mimo początkowej niechęci uległem jego namowom i postanowiłem napisać swoje wrażenia z V Przemyskiej Dychy, która odbyła się 24 września. Trzeba przyznać, że nowa szata graficzna tej witryny powoduję, że zwiększyła się jej jakość, stąd również ta relacja. Po tym początku, gdy naraziłem się dwóm najważniejszym osobom w grupie (kto czytał moje poprzednie notki ten wie o co chodzi), mogę napisać w swoich sprawozdaniach to co tylko chcę. Najwyżej dyscyplinarnie zostanę z niej usunięty. Wtedy wówczas wszystkie koszulki z nadrukiem biegusiem.pl wstawię do pralki na 60 stopni i wszelkie napisy prawdopodobnie znikną. Już teraz oddaję się do dyspozycji tuzów naszego klubu biegowego i wszelkie ich decyzję przyjmę ze zrozumieniem i się do nich dostosuję. Dajcie jednak znać jaki jest werdykt waszych narad. Zanim jednak zacznę o biegu w Przemyślu, pod osąd chciałbym wziąć dwie poprzednie informacje z Maratonu Warszawskiego. Kamil Rafeld opisując swój bieg pisał m. in., że dziewczyny go klepały, a on sobie biegł. Zmotywowany tymi poklepywaniami pobił on rekord życiowy na 5 km. Sukces sportowy zatem jest, ale czy nie mógł on kosztem życiówki wykorzystać tej sytuacji w inny sposób? Sam osobiście nie wiem czy będąc klepany przez kobiety pobiłbym swój PB. Zastanawiam się jaka byłaby reakcja innych biegusiów? Nie będę się ich pytać bowiem ich odpowiedź może być mało miarodajna' ponieważ większość z nich dochodzi do 40-stki lub już ją przekroczyło.

 

Olsen swój przekaz z maratonu zakończył tak: ,, Już nic nie muszę .. tylko mogę.. Swoje zrobiłem.” Nie bardzo mi się to podoba, bo będąc w biegowym gazie starałbym się dokręcić śrubę na maxa, a takie słowa są mało motywujące. Parę innych celów też mógłby sobie wyznaczyć np. złamać 37 minut na 10 km czy 1.20 w półmaratonie. Mam nadzieję, że w tym przypadku nie będzie jak z reprezentacją Hiszpanii w piłce nożnej, która zdobywając niemal wszystko co się da w latach 2008-2012 w turniejach mistrzowskich w kolejnych edycjach odpadała dość wcześnie.

 

V PRZEMYSKA DYCHA - OPIS

 

Przejdźmy jednak do meritum sprawy, czyli tego co jest w tytule. Wyjątkowo na ten bieg zapisałem się już w połowie lipca, skuszony przedłużeniem najtańszej opłaty startowej. Przed startem w zawodach zrobiłem z powodów zdrowotnych tak naprawdę zaledwie trzy treningi. Nic nie napawało optymizmem na dobry wynik, gdyż jakość tych przebieżek mówiąc delikatnie była słaba.

Celem minimum było pobicie rekordu życiowego, a marzeniem złamanie 42 minut. Na dodatek parę minut przed startem poczułem jakieś ściskanie w żołądku, jakbym zjadł coś niezdrowego. Zniechęcony tym powiedziałem nawet koleżance, że nic z tego nie będzie. Nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował. Wzajemne życzenia dobrego biegu ze znajomym z innych imprez Jurkiem z Przemyskiego Klubu Biegacza i startujemy.

Wystartowaliśmy o godzinie 11.00. Już po pierwszych metrach widać, że prawdopodobnym zwycięzcą tego biegu będzie Szymon Kulka. Ja zaczynam wydawało mi się, że spokojnie ustawiony za pacemakerem na wynik 40 minut. Było wówczas z góry, bo po 1 km mój stoper pokazywał 3.55. Postanowiłem wtedy trochę zwolnić, było bowiem za szybko. Na 2 km miałem 8.12, a na 3 i 4 km też miałem lekki zapas do złamania 42 minut. W okolicach 3 km była duża grupa dopingujących nas kibiców. Biegliśmy cały czas w lekkim deszczu, a z moich butów kapały krople wody, gdy wbiegałem na kałużę. Na półmetku miałem czas bodaj powyżej 21 minut, ale każdy km był coraz wolniejszy i już się domyślałem, że nie przebiegnę dystansu poniżej 42 minut, ale mogę powalczyć o rekord życiowy. 7 km był bardzo słaby, a od 8 km praktycznie mieliśmy pod górkę, aż do mety. Mój stoper pokazywał wtedy czas ok. 34.30, więc zanosi się nawet, że nie będzie PB. Potem wbiegamy na most, duże nachylenie, widać rzekę San, a ja ciągle walczę i stawiam już wszystko na jedną kartę. Na 9 km mój stoper pokazywał ok. 38.36, więc postanowiłem wykonać długi finisz. Myślę sobie w głowie, że musi być życiówka. Widać w oddali kibiców, rynek i meta muszą być blisko, a ja niesiony dopingiem mieszkańców Przemyśla nie czuję, że jest wzniesienie. Pędzę coraz szybciej, wyprzedzam 4 zawodników przed metą i wreszcie jest koniec biegu, który ukończyłem z wynikiem 42.36. Wygrał oczywiście Szymon Kulka.

 

Z czasem 42.36 pobiłem swój rekord życiowy na 10 km i zająłem 93 miejsce na 565 uczestników. Poprzedni najlepszy wynik na tym dystansie z rzeszowskiego Biegu Niepodległości jest gorszy o 17 sekund. Wynik mnie cieszy, zważywszy że w tym roku borykam się coraz częściej z kontuzjami jakimi nie miałem dotychczas w swojej 4-letniej karierze biegacza amatora.
Na cztery moje starty w Przemyślu lub okolicach, ze wszystkich mam bardzo dobre wspomnienia. Ziemia ta jest dla mnie zawsze szczęśliwa i lubię tu wracać. Na starcie każdego biegu widzę już kilka znajomych twarzy. Może dlatego, będę się starał tu pokazywać na biegowych imprezach tak tylko jak będzie to możliwe.

 

OGÓLNE REFLEKSJE

 

Tak oto powstała moja 18 relacja na stronę biegusiem.pl. Na dobrą sprawę sam nie wiem dlaczego je piszę. Nie będzie miała ona zapewne takiej samej siły przebicia jak te z Warszawy. Nie dziwię się jednak temu, gdyż ostatnio jestem daleko od większości członków grupy, gdzieś może trochę nawet na uboczu. Po cichu biegam w zawodach, bez specjalnego większego wcześniejszego rozgłosu o planowanych startach. Może to i lepiej i niech tak zostanie. Chciałbym także podziękować Adamowi Banaszkowi za …... Adam ty wiesz za co. Może właśnie to poprzednie zdanie jest powodem, dla którego powstała ta notka. Może?

Teraz chyba, gdy przeczytaliście tą relacje (zwłaszcza wstęp i zakończenie) domyślacie się dlaczego nie będzie mnie na 6 urodzinach grupy. Czy mógłbym spokojnie zatańczyć z jakąś żoną biegusia? Mam ku temu wszelkie wątpliwości. Mimo wszystko jednak napiszę jakkolwiek by to nie zabrzmiało.

 

DO ZOBACZENIA NA KOLEJNYCH ZAWODACH

Kalendarz wydarzeń

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska