Napisać relekcję z połówki nie jest dla mnie łatwo. Plan na bieg zamyka się w dwóch słowach - trzeba zap… i praktycznie tym stwierdzeniem można zamknąć relację. Przez ciśnięcie na tak dużych obrotach nie jestem w stanie zapamiętać wiele z trasy. Raczej w głowie zostają tylko migawki.
Nastawienie przed dzisiejszym biegiem było wyjątkowo bojowe, była chęć walki o życiówkę, chociaż kompletnie nie byłem w stanie określić tempa na jakie mogę sobie pozwolić. Miałem przeczucie, że jak wszystkie czynniki, które mają wpływ na końcowy sukces ułożą się na TAK w tej jednej chwili to stać mnie na poprawienie wyniku. Czy dziś tak było? Tego jednak nie wiem.
Było ciepło, ale czy za ciepło? Chyba nie. Pamiętam Orlen Marathon rok temu gdzie warunki było podobne i leciało mi się bardzo dobrze. Ale jak już zdecydowałem się na strój startowy czyli najlżejszy i najbardziej odkryty jaki mogłem sobie pozwolić (w tym momencie oderwałem metkę z koszulki – nówka sztuka nie śmigana – biegusie skwitowali to śmiechem) czułem, że mimo iż stoję nierozgrzany to jest mi ciepło.
Odpowiadała mi bardzo strategia Bartka, który ponad miesiąc temu wykręcił 1:24:11 i dziś miał duży apetyt na poprawienie tego wyniku co najmniej o 12 sekund, a może i więcej. Jego propozycja tempa zegarkowego 3:56 to było coś na co mogłem sobie pozwolić. Z tą myślą ruszyłem na rozgrzewkę z Bartkiem i Arturem. W tym roku udało się wskoczyć w strefę startową 3 minuty przed startem. Ufff. Gubię Artura i zostaję z Bartkiem. I tutaj zostały w głowie już tylko migawki.
- „Sen o Warszawie”, strzał i lecimy.
- Pierwszy zakręt, ścisk, trzeba pilnować by nie dać się zamknąć przy krawężniku.
- Wiadukt nad Dworcem Gdański łapiemy wyjątkowo lekko, ale nie za szybko.
- Dziewczyny przede mną mają wyjątkowo krótkie spodenki.
- Przy pl. Wilsona przecinamy tory tramwajowe – a więc tramwaje też zablokowaliśmy.
- Znacznik 3 km jest 100 metrów dalej niż tego oczekujemy. Na pewno stoi w złym miejscu. A jeśli nie?......
- Po 4km zaczynamy podbieg na most Gdański, wyciągam pierwszy żel z zamiarem pochłonięcia połowy jego zawartości. – Nie na podbiegu, możesz dostać kolki – radzi Bartek. Co zrobić? Biegnę z otwartym aż na sam most przez następny kilometr.
- Pierwsza piątka w czasie nieco ponad 20 min. Większość podbiegów już za mną. W tym momencie samopoczucie jest ok. Chociaż pot zaczyna zalewać mi oczy nawet pomimo tego że mam czapkę. W zeszłym roku było w tym miejscu bardzo źle. To tutaj zaczął się kryzys który trwał aż do Rozbratu.
- Namysłowska, zaraz okolice domu Czarka i Beaty. Może wyszli pokibicować? Nie wyszli.
- Zaczyna wiać w twarz, ale nie za mocno, ale jest szansa że ostatnie kaemy będą z wiatrem.
- Praga mija bez echa poza jednym istotnym faktem. Zaczynam delikatnie przyspieszać chociaż do 3:56 jeszcze brakuje, ale widzę że Bartek zostaje z tyłu. Na Sokolej obracam się i widzę że jest już z 10 metrów za mną. Może jednak za mocno szarpnąłem. Ale teraz nie mogę się już wycofać , połowa dystansu za mną.
- Świętokrzyski. Jupi, ostatni podbieg za mną. A nie, wróć. Jeszcze podbieg na wyjściu z tunelu.
-13km. Wodopój. Wyglądam sąsiada który jako wolontariusz ma podawać tutaj wodę. Szukam, szukam i… jest. Sam jeden przy ostatnim (ostatnim!) stole. Ufff ma kubek. Łapię. I wszystko wylewam. Zostaje mi raptem tyle by zakryć dno. Źle. Niedobrze. Pierwsze czarne myśli. Wyjątkowo mało piję podczas tego półmaratonu, a tu taki klops.
- Między Średnicowym, a Poniatowskim dogania mnie Łukasz Oskierko. – Na ile kręcicie? -1:23 – z przodu czy połamane? – To się okaże, nie wszystko zależy ode mnie. W sumie pasuje mi ten plan i podczepiam się do tego pociągu.
- Łazienkowski i ostatni punkt z wodą. Mam plan by złapać dwa kubki. Łapię jeden, ale pełen. Wystarczy. Gazowana? Do mety zostało mniej niż 20 minut. Zaczynam przypominać sobie o całkach, pierwiastkach i logarytmach. Po wnikliwych wyliczeniach wychodzi mi że meta będzie w 1:22. Totalna bzdura. Jak komputer, pomyliłem się przy dodawaniu. A dokładnie przy dzieleniu. Za Chiny nie potrafię podzielić 75/9 – to było kluczowe działanie.
- Wisłostrada. To jest niemożliwe, wije w twarz. Trudno, co zrobić. Trudno się już za kogoś chować, lecimy tak jak możemy. Jeszcze 2km do tunelu, tam odpocznę przed finiszem.
- Tunel. Strasznie dziwne uczucie. Czuję że tracę czucie w swoim ciele. Nie wiem czy to mrówki czy dreszcze. Nie czuję czy mam na głowię czapkę czy nie. Nie jest to fajne, może delikatny szok, bo jednak w tunelu jest sporo chłodniej niż w słońcu.
- Ostatni podbieg i rura. Wyłączam myślenie, nie patrzę na sikora. Cisnę tak jak mogę.
- W ostatnim przebłysku świadomości postanawiam przkroczyć metę z łapkami w górze, a stoper zatrzymać już za metą.
- Jest. Nowa życiówka 1:23:56. TOP 300. Po dwóch latach udało się poprawić wynik na tym dystansie.
Jestem mega zadowolony. I w tym miejscu zakończę. Gratulację dla wszystkich znajomych. Gratulacje i podziękowania też dla tych, z którymi przez całe kilometry leciałem ramię w ramię to niesamowicie motywuje do walki, zwłaszcza Bartkowi przez pierwszą dyszkę i nieznanej mi dziewczynie, z którą leciałem drugą dyszkę (Wow, niesamowite miała tempo).
Przeglądam zdjęcia z trasy. Nosz … . Metę przekraczam z ręką na zegarku. Klasyka.
Wyniki naszej grupy biegusiem.pl na 14. PZU Półmaratonie Warszawskim.